Celem polskiej operacji było rozbicie sił bolszewickich na Ukrainie i stworzenie parasola, pod którym mogłoby powstać niepodległe państwo ukraińskie sprzymierzone z Polską. Wobec postępu polskiej ofensywy, 1 maja dowództwo bolszewickiego Frontu Południowo-Zachodniego zdecydowało opuścić Kijów i wycofać wojska za Dniepr. Sytuacja była tak groźna, że kierownictwo bolszewickie zaczęło apelować do uczuć narodowych Rosjan, aby zmobilizować ich do walki z Polakami. Do powołanej w Moskwie Rady Rzeczoznawców Wojskowych włączeni zostali nawet oficerowie byłej armii carskiej, w tym sławny gen. Aleksander Brusiłow. Sowieci liczyli też na wsparcie komunistów na zapleczu polskiej armii. 3 maja I Konferencja Komunistycznej Partii Robotniczej Polski obradująca w Warszawie potępiła wyprawę na Ukrainę i wezwała do utworzenia polskiej republiki sowieckiej. 7 maja Wszechrosyjski Centralny Komitet Wykonawczy Rad wezwał polskich robotników, chłopów i żołnierzy do utworzenia Polski robotniczo-chłopskiej. Wsparcia sowietom udzielali też komuniści w innych krajach Europy, blokując załadunek i transport sprzętu wojennego dla Polski.

Pierwszy polski patrol wjechał do centrum Kijowa tramwajem 3 maja, ale potem wycofał się. Następnego dnia Armia Czerwona zaczęła śpiesznie opuszczać Kijów. 7 maja jednostki 3. Armii gen. Edwarda Rydza-Śmigłego wkroczyły do Kijowa. W stolicy Ukrainy zaczął działać rząd atamana Semena Petlury. Prawobrzeżna Ukraina została zdobyta kosztem 150 zabitych i 300 rannych. Po krótkiej walce o most na Dnieprze oddziały polskie przeszły przez rzekę i zajęły lewobrzeżny przyczółek sięgający 15 km w głąb terytorium wroga. Przez 5 dni bolszewicy kontratakowali, aby odbić przedmoście kijowskie. Po zajęciu Kijowa w mieście odkryto liczne ślady zbrodni Czeka. 9 maja odbyła się w centrum Kijowa wspólna polsko-ukraińska defilada. Na siedzibach urzędów w mieście wywieszono ukraińskie flagi. Dowództwo polskie starało się nie eksponować polskich symboli narodowych, aby miejscowa ludność nie odebrała obecności polskich wojsk jako okupacji. Mimo apeli Piłsudskiego i Petlury, do ludności ukraińskiej jej odzew był jednak znikomy. Wymęczone wojnami, rekwizycjami i rabunkami społeczeństwo, z rezerwą przyjmowało kolejne rządy przyniesione przez obce wojska. Część Ukraińców obawiała się powrotu „polskich panów”, a wiedza o czerwonym terrorze i zbrodniach Czeka nie była jeszcze wtedy powszechna. W ciągu miesiąca nie stworzono ani sprawnej administracji ani armii. Tymczasem na froncie narastało zagrożenie ze strony Armii Czerwonej. Spośród państw europejskich, prócz Polski jedynie Finlandia i Łotwa uznały dyplomatycznie Ukraińską Republikę Ludową.

Po powrocie z Ukrainy 18 maja Naczelnik Państwa Józef Piłsudski został tryumfalnie przyjęty w Warszawie. Marszałek Sejmu Wojciech Trąmpczyński powitał go słowami: „Od czasu Chocimia naród polski takiego tryumfu oręża nie przeżywał. Zwycięski pochód na Kijów dał narodowi siłę, wzmocnił wiarę w wolną przyszłość”. Kiedy w Warszawie obchodzono hucznie tryumf kijowski, nad całą wyprawą gromadziły się już groźne chmury. Pełną parą szła mobilizacja sił bolszewickich. 14 maja ruszyła na Białorusi ofensywa dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego. Sowieci rzucili tam 80 tys. ludzi przeciw 65 tys. żołnierzy z 4. Armii dowodzonej przez gen. Stanisława Szeptyckiego i 1. Armii gen. Stefana Majewskiego. Najcięższe walki toczyły się o Borysów i o przeprawy przez Dźwinę. Bolszewickie natarcie nie przyniosło na razie spodziewanych rezultatów, bo armie polskie broniły się dzielnie i skutecznie kontratakowały, ale polskie dowództwo musiało zacząć przerzucać oddziały z Ukrainy na Białoruś. Z każdym dniem sytuacja na froncie pogarszała się i inicjatywę strategiczną przejmowali stopniowo bolszewicy. Siły bolszewickie na Ukrainie wzmocniła otoczona sławą 1. Armia konna Siemiona Budionnego w sile 16 tys. szabel. 27 maja Armia Czerwona rozpoczęła kontrofensywę, w której rolę tarana miały odegrać właśnie te dzikie hordy siejące śmierć i spustoszenie.

 

(na zdjęciu: defilada wojsk polskich w Kijowie w 1920 r.)